Wpis ten jest rozwinięciem treści z zakładki “O mnie”, w której opisuję po krótce w jakim celu powstał ten blog. Celowo nie chciałem się zbytnio rozpisywać w tamtym miejscu, ponieważ żeby wyczerpać ten temat, potrzeba będzie właśnie całego oddzielnego artykułu. W tym wpisie chciałbym poruszyć dwie kwestie. Przede wszystkim opisać skąd w ogóle powstał pomysł na taką formę bloga oraz co motywowało mnie do jego realizacji. Tak więc zapraszam do lektury 🙂
Z jednej strony medalu na drugą
Nigdy nie zakładałem, że będę pisał bloga. Nie miałem ani takich planów, ani potrzeb. A tym bardziej umiejętności. Dlatego też blog jako forma udokumentowania moich przemyśleń jest nieco przypadkowa. Wynika ona z relacji: poziom trudności do możliwości jakie blog oferuje. Prosta i niezbyt wymagająca forma, łatwość w stworzeniu i prowadzeniu, oraz zasięg możliwy do osiągnięcie niedużym kosztem. Ogromne plusy dla kogoś takiego jak ja 🙂
A skąd same przemyślenia? Wzięły się z rekrutacji, w których brałem udział, zarówno jako osoba rekrutowana, oraz przede wszystkim ostatnio, jako osoba rekrutująca. Kiedyś na własnej skórze przekonałem się, że podczas rozmowy o pracę nie zawsze liczą się tylko czysto techniczne umiejętności. Wiele natomiast może zależeć od samego podejścia do pracy. Mimo, że ze strony technicznej zaprezentowałem się raczej przeciętnie, zostałem obdarzony zaufaniem. Dostałem szansę żeby udowodnić, że mając odpowiednie podejście do pracy, można nadrobić wszystkie braki techniczne. A jak wiadomo, dobre wzorce należy powielać :). Tak więc podobnym zaufaniem ja i moi koledzy mieliśmy okazję obdarzyć osoby, które zawitały w poszukiwaniu pracy do miejsca, w którym obecnie stacjonuję.
Jakiś czas temu tak się porobiło, że zostałem jednym z trybików maszyny rekrutującej nowych programistów. Moim zadaniem w całym tym procesie miało być przeprowadzenie zadania technicznego. Niby prosta sprawa. Sadzasz kandydata, pokazujesz mu komputer i instrukcję do zadania. Przez następną godzinę czuwasz w pobliżu i w razie potrzeby służysz pomocą. A to zabraknie internetu, a to komputer odmówi współpracy akurat w momencie zadania.
Mimo to, za pierwszym razem byłem prawdopodobnie zestresowany równie mocno jak osoba obok mnie. A to nie mój los się tu ważył 🙂
I ty możesz zostać programistą
Wracając do tematu. Podczas tego cyklu rekrutacji istotą było znalezienie po prostu 2 – 3 zdolnych programistów. Nie musieli to być koniecznie ludzie na bardzo wysokim poziomie i z doświadczeniem. Jednym słowem – aplikować mógł każdy kto umiał (albo przynajmniej tak mu się wydawało) programować. Przez nasz cykl rekrutacyjny przewinęli się bardzo zróżnicowani ludzie. I tak trochę przypadkiem pozwoliło to na wyciągnięcie bardzo fajnych wniosków. Jedni z nich byli po studiach informatycznych, w trakcie lub bez nich. Po podyplomówkach, kursach i bootcampach. Z kilkuletnim stażem pracy, większym niż ja ale także z zerowym, zaczynający dopiero swoją przygodę z IT. Totalny miszmasz, z którego musieliśmy wyciągnąć najlepszych. Tylko jak to zrobić, skoro ciężko w ogóle kogokolwiek ze sobą porównać? 🙂
Już po kilku rozmowach okazało się, jak niewiele na poziomie podstawowym/średnim znaczy CV. Gdybyśmy mieli wybierać tylko na podstawie suchych informacji, zatrudnilibyśmy kompletnie innych ludzi niż to się stało. Potrafiliśmy mega rozczarować się osobą po studiach i z bogatym CV. Z drugiej strony byliśmy totalnie pozytywnie zaskoczeni osobą bez wykształcenia informatycznego i z niewielkim stażem. Jaką wiedzą dysponowała i przede wszystkim jej PODEJŚCIEM do pracy i programowania. Mieliśmy do porównania kilku absolwentów studiów informatycznych oraz podyplomowych. Generalnie z zadaniem, które przygotowaliśmy, większość kandydatów miała z różnych powodów bardzo duży problem. Szczerze mówiąc, mało kto potrafił wykonać 30%…
To wymusiło nieco inne podejście. Nie chcieliśmy marnować swojego czasu, a przede wszystkim czasu naszych kandydatów, przeważnie gapiących się już bez celu w ekran monitora. Przeszliśmy na mniej lub bardziej luźne rozmowy o programowaniu. Rozmawialiśmy o typowych problemach, na jakie można trafić programując. Na jak wiele sposobów można rozwiązać dany problem oraz które rozwiązanie i dlaczego jest najlepsze. Dyskutowaliśmy o samym podejściu do pracy w zespole. O nauce i rozwijaniu swoich umiejętności.
Co bardzo mnie zaskoczyło, niestety negatywnie, to wyobrażenie większości osób o pracy w IT. Jak bardzo rozmijało się ono z rzeczywistością. Krótko mówiąc – ludzie Ci nie byli kompletnie przygotowani do pracy. Nawet gdyby posiadali wystarczające umiejętności techniczne, mieliby bardzo duży problem z przetrwaniem samego okresu próbnego. Nie mówiąc o dłuższej perspektywie. Królowało przede wszystkim przeświadczenie, iż podstawowa wiedza, którą otrzymali na studiach, czy kursach jest zupełnie wystarczająca. Mniemanie, że wystarczy poświęcić 2-3 tygodnie na naukę danej technologii, aby wpisać to sobie w CV w rubryce “umiejętności”. Jeden z kandydatów wydawał się być prawie że oburzony, kiedy zapytałem czy uczy się na własną rękę (absolwent studiów informatycznych), np. czytając książki albo realizując jakieś projekty poboczne.
To akurat bardzo skrajny przykład, pokazujący jak często można być nieświadomym jakimi umiejętnościami się dysponuje i ile jeszcze zostało do nauki. Przez niezbyt uczciwy obraz branży IT, ludzie budują w sobie postawę roszczeniową, a także przeświadczenie, że posiadają nadzwyczajne umiejętności. Bo skoro potrafią programować, to z miejsca należy im się świetna, dobrze płatna praca.
Wypaczona rzeczywistość
Taki stan rzeczy oczywiście nie wziął się z nikąd. Przedstawmy kilka faktów:
- Wciąż rosnące zapotrzebowania na “wykształconych” programistów
- Mit łatwej, przyjemniej i BARDZO dobrze płatnej pracy
- Powstawanie na pniu komercyjnych kursów (“master-class” w 8 godzin…) , studiów podyplomowych i bootcampów. Kursów które obiecują nauczenie Cię wszystkiego czego potrzebujesz i natychmiastowe znalezienie pracy
A potem niestety przychodzi na rozmowę o pracę taki kandydat przeświadczony o swojej wielkości. Oczekuje pięciocyfrowej pensji, stołu do pingponga, masażysty i drinków z parasolką. Później następuje bolesna weryfikacja i zderzenie z rzeczywistością.
Oczywiście w powyższym stwierdzeniu lekko generalizuję i celowo wyolbrzymiam. Kursy, studia i bootcampy to tylko narzędzia, dzięki którym jesteśmy w stanie zdobyć wiedzę. To czy takie narzędzia wykorzystamy w odpowiedni sposób, zależy tylko od nas. Jeżeli wiemy jak użyć dostępnej wiedzy, na pewno bardzo dobrze wykorzystamy każdą wydaną na nie złotówkę. Znalezienie pracy po tak krótkim okresie nauki jest również jak najbardziej możliwe i wykonalne. Nie zamierzam naginać rzeczywistości i kłamać że tak nie jest. Ale zdecydowanie nie jest to regułą. A już na pewno w niewielu przypadkach będzie to praca jaką sobie wymarzyliście. Wszystko niestety rozbija się tutaj o paskudny marketing. Konsekwentne budowanie fałszywego obrazu etatu w IT jako ziemi obiecanej. Dostępnej dla każdego i od ręki (trzymającej portfel z gotówką).
Clou
I tak też dotarliśmy do sedna. Nie jestem zawodowym rekruterem. Nie zjadłem na rekrutacji zębów, nie zamierzam więc stawiać się w roli eksperta w tej dziedzinie. Nie zamierzam też dawać nikomu super tipów ułatwiających przejście rozmowy kwalifikacyjnej. Chcę za to przekazać Ci trochę wiedzy i wskazówek, dzięki którym bardziej świadomie będziesz potrafił ocenić, czy ta branża jest dla Ciebie. A jeżeli już jesteś jej częścią – to być może dzięki nim, nie będzie to dla Ciebie po prostu kolejna robota biurowa od 8 do 16. Nauczysz się za to czerpać przyjemność z tego, co charakteryzuje programowanie – ciągłych zmian, rozwoju i nowych wyzwań.
I o tym właśnie ma być ten blog ! 🙂
Brak komentarzy